Ayutthaya
Pobudka o 6:45 i wyjazd do Ayutthayi – dawnej stolicy Tajlandii. O 8:20 wyjeżdża nasz pociąg z dworca Hualampong, więc pakujemy nasze walizki, łapiemy taksówkę i po 25 minutach jesteśmy na miejscu. Mamy już bilety zakupione wcześniej w agencji. Koszt na dworcu 20 THB w 3 klasie. Aż trudno uwierzyć, że za taką cenę można podróżować. Na peronie od razu poznaliśmy bardzo sympatyczną parę Holendrów i Niemców. Niemcy jak to Niemcy pakują się od razu do drugiej klasy, a my z Holendrami do trzeciej, czyli najtańszej – podróżując z Tajami. Wagon oczywiście bez klimatyzacji, ale w związku z tym, że było dość wcześnie, nie odczuliśmy jakiegoś wielkiego dyskomfortu. Wręcz przeciwnie, podróżowanie 3 klasą, dostarcza nam zawsze ciekawych wrażeń i przede wszystkim fajnych fotek 🙂 NL
Gisteren kwamen we aan in ons hotel in Bangkok waar we eerder sliepen. Onze bagage hadden we daar achtergelaten we in een speciale ruimte, alleen het noodzakelijke ging mee. Echt iedereen reist hier op deze manier. We staan vandaag vrij vroeg op, we moeten naar een treinstation in Bangkok. Het is een werkdag dus er zijn veel verkeersopstoppingen. We komen na 20 minuten met de taxi aan op het station. We hebben reeds kaartjes voor de laagste klasse 3. De enige verkoeling krijg je door de openstaande ramen maar je reist wel tussen de Thaise bevolking.
Po około godzinie i czterdziestu minutach docieramy na do Ayutthayi. Holendrzy udają się do miasta szukać noclegu, a my do przechowalni bagażu, bo późnym wieczorem jedziemy dalej na północ do Phitsanulok. Przechowalnia najbezpieczniej nie wyglądała, było to pomieszczenie znajdujące się powiedzmy za biurkiem informacji turystycznej. W zasadzie każdy mógł tam wejść i wyjść z każdym bagażem, bo żadnej kontroli nie było. Mimo wszystko zostawiliśmy walizki i wyruszyliśmy na miasto. Jeszcze nie zdążyliśmy zejść z peronu, a tu podchodzi do nas Taj i pyta czy nie potrzebujemy taksówki i że on nas chętnie obwiezie po wszystkich zabytkach, pokazuje od razu piękne pocztówki, wyciąga mały notesik z różnymi rekomendacjami od osób, które skorzystały z jego usług. Oczywiście zaznacza, że żadnych postojów na shopping nam robił nie będzie co nam się bardzo spodobało. No to przejdźmy teraz do rzeczy, za ile? Pokazuje nam cene 1200 THB od osoby, gdybyśmy jechali w cztery os, do weźmie nas za 600 THB. Akurat Niemcy się nawinęli i stwierdzili, że chętnie się z nami zabiorą, więc fajnie, ale dla mnie cena była nadal dość wysoka i po kilku minutach wynegocjowałam 250 THB od osoby. Zarówno Niemcy jak i mój mąż nie mogli wyjść z podziwu jak to zrobiłam 🙂
NL
We maken op het station contact met een Nederlands stel en maken samen de treinreis. We spreken ook met 2 Duitse jongens, zij hebben een coupé met airco. De trip duurt een kleine 2 uur en het is gezellig. We wisselen onze ervaringen uit en delen het verdere verloop van onze reis. Onze geplande trip met de plekken die we willen zien, is een reis die velen voor ons hebben gemaakt en velen na ons nog zullen maken. Tijdens de rit genieten we van de verhalen, hebben plezier en maken foto’s.
Voor we er erg in hebben komen we aan in Ayutthaya. Onze bagage laten we achter op het station, zonder ontvangstbewijs. Het is een mindset en als doorgwinterde backpackers laten we de boel achter. We ontmoeten de twee Duitse jongens weer, onze bagage staat naast die van hun in het rek. We lopen samen op en hebben net als hun geen duidelijk plan over het verloop van onze dag. We worden aangesproken door een oud Thais mannetje die ons meeneemt naar een grote kaart van de oude stad. Voor 1200 bath p.p. wil hij ons 10 tempels in de stad laten zien. Marylkamlacht hem toe en zegt maximaal 250 bath p.p. Te willen betalen. Hij gaat niet zomaar akkoord maar als Marylka hem dan vriendelijk bedankt en zich omdraait, gaat hij overstag. Zo doe je dat. De 2 Duitse jongens staan verbaasd te kijken maar met brede glimlach. Boem! Dat kunnen alleen vrouwen!
Dzień był wyjątkowo upalny, więc tym bardziej cieszyliśmy się, że nie zdecydowaliśmy się na rower, bo ponoć tak też można. Do zwiedzenia mieliśmy dziesięć punktów. Wszystkie znajdziecie poniżej na zdjęciach. Nasz taksówkarz okazał się wyjątkowo sympatycznym i pogodnym Tajem. Na próżno szukać takich w Bangkoku. Przy drugiej świątyni spotkaliśmy Holendrów, z którymi jechaliśmy w pociągu. Oni wynajęli rowery i już tego żałowali. Było naprawdę niemiłosiernie gorąco, a odległości pomiędzy świątyniami wcale nie małe. Wypiliśmy chyba z 3 litry wody na głowę. Każda, ze świątyń miała w sobie to coś, choć z ruin najbardziej podobał mi się Wat Chai Watthanaram. Niemal do każdej świątyni trzeba zapłacić wstęp, średnio od 20-50 THB. Są to grosze, ale jednak trochę się tego uzbiera.
We stappen in een open taxi maar gelukkig wel met met dak en starten de tour. Het is hier zo anders dan Bangkok, hoe verder en langer je daar wegblijft, hoe beter. We komen aan bij de eerste tempel waarvan we de details later wel zullen beschrijven. Het is een 500 jaar oude ruïne en zeer indrukwekkend. Het licht is hier spijkerhard maar we doen ons best om het goed vast te leggen. We shoppen er later wel een mooi blauw wolkenluchtje in 😉 Plots komen we het Nederlandse stel weer tegen. Ze hebben de fiets gepakt maar en maken zo de trip. Toevallig beginnen ze de tour hetzelfde als wij en we lopen een stukje samen op. We hebben een topdag met de 2 Duitse jongens, we spreken inmiddels zoveel Engels dat we tegen elkaar zelfs in het Engels praten. We nemen de oude tempel in ons op en drinken de hele dag water. Bloody hot today! Na de eerste tempel lopen we terug naar het Thaise mannetje hij staat keurig glimlachend op ons te wachten. Hij is zo vriendelijk dat we ons bijna schuldig voelen over de stevige prijsonderhandelingen op het station. Dat komt voornamelijk door Bangkok, je gaat er altijd vanuit dat je wordt opgelicht en je wil dat voorblijven.
W porze obiadowej nasz taksówkarz zaproponował, że zabierze nas w fajne miejsce na obiad. Ucieszyliśmy się bardzo, bo szczerze mówiąc nie mieliśmy nawet czasu zjeść śniadania. Co prawda zjadłam jakiegoś kokosa i zielony naleśnik ze śmieszna słodką watą ( polecam, trzeba spróbować), no ale umówmy się, bardzo pożywne to to nie było. Miejsce lunchu, było idealne. Nad rzeką, w zacienionym drzewami przydomowym ogródku. Od razu się domyśleliśmy, że to pewno jakaś rodzina naszego taksówkarza. Otworzyliśmy karty i pierwsze co to zdziwiły nas trochę ceny. Były mega wysokie, mniej więcej raz takie niż w Bangkoku. Trochę nam entuzjazm opadł, ale chwile później podeszła kelnerka tłumacząc, że te dania są dla dwóch osób. A to zmienia postać rzeczy. Humory nam wróciły 🙂 Do karty dań, był dołączony album ze zdjęciami potraw, więc wiedzieliśmy mniej więcej na co się piszemy. My z Marcelkiem wzięliśmy sobie smażonego kurczaka z trawą cytrynową, a chłopaki kruczka w sosie słodko-kwaśnym. Poza nami było jeszcze kilka zajętych stolików i pani kelnerka ( właścicielka jak się później okazało, a córka naszego taksówkarza) biegała pomiędzy stolikami tak szybko, że mało butów nie pogubiła. Przy tym była przemiła i cały czas uśmiechnięta, że aż trudno było w to uwierzyć. Jedzonko, które dostaliśmy nie dość, że było przepięknie podane, to jeszcze smakowało tak, że mało nie dostaliśmy tam grupowego orgazmu. Smak nawet trudny do opisania, nigdy takiego w buzi nie miałam, smażona na głębokim oleju trwa cytrynowa, z dodatkiem kurczaka, ryżu jaśminowego i takiego pysznego sosu. Nawet jak teraz o tym pisze, to ślinka mi cieknie. Ten smak zostanie na zawsze w mojej pamięci i będzie kojarzył się z moją Tajlandia, która z dnia na dzień coraz bardziej zaczyna mnie urzekać.
De verdere dag verloopt min of meer hetzelfde. Tempel in, tempel uit. We komen het Nederlandse koppel nog 2 keer tegen maar het fietsenthousiasme lijkt wat te zijn afgenomen. Het is gewoon te warm voor inspanningen. Onderweg komen we een grote gezette Amerikaan tegen waar we tijdens het drinken van kokoswater een gesprekje meehebben. Hij verblijft een maand in Thailand en mist door ons gesprek bijna z’n bus. Ook hem komen we later op onze reis tegen, inmiddels ben ik er niet meer verbaasd over. Na tempel 3 of 4 doet de chauffeur de suggestie om iets te gaan eten. We vinden dat een goed idee en laten ons meenemen naar een plek waarvan hij zegt dat het goed is. Marylka vermoed dat hij hier woont, later blijkt haar vermoeden waar te zijn. We verwachten er niet veel van maar als we ons eten krijgen en proeven vallen we bijna van de stoel! We hebben kleine stukjes gefrituurde kip met gefrituurd lemongrass. Verder wat slablad met reepjes kool en een heerlijk lichtpittige zoete saus. Een gelukzalig gevoel maakt zich van mij meester. Ik kan op tafel dansen van geluk. Life’s pretty goooood!
Po obiadku ruszyliśmy dalej. Zaopatrzeni w kolejne litry wody, zwiedzamy kolejne świątynie. W jednej z nich po raz kolejny, spotykamy Holenderska parę na rowerach, którzy twierdzą że już dalej nie dadzą rady, bo za gorąco. Wcale sie nie dziwię. Spotykamy, też pewnego Amerykana, który zagadany rozmową z nami spóźnia się na autobus, a także całe grupy dzieci malujące świątynie. Widok przecudny. Były takie słodkie, ubrane w takie same ubranka i lubiły pozować do zdjęć 🙂
Kiedy skończyliśmy zwiedzanie, było coś koło 17:00. Nasz pociąg odjeżdżał dopiero o 23:30 i trochę nie wiedzieliśmy co z tym czasem zrobić. Podsunęłam pomysł wyskoczenia do Lop Buri. Miasteczko opanowane przez małpy, ponoć jest ich więcej niż ludzi. Dojazd zajmuje ok godziny pociągiem. Niestety chłopaki z Niemiec jechali o 21:01 do Chiang Mai, a Marcel też już był trochę zmęczony, więc zrezygnowaliśmy.
Na het eten gaan we verder met de tempeltocht. We komen steeds minder mensen tegen en kunnen foto’s maken van alleen de tempels. Het Nederlandse stel komen we niet meer tegen, wellicht hebben ze de fiets aan de Thaise wilgen gehangen. Na tempel 8 ben ik er wel klaar mee. We reizen terug naar het station omdat we verder moeten naar Phitsanulok om door te reizen naar Sukothai. De trein vertrekt rond middernacht en zal rond 05:00 uur aankomen. Na wat overleg besluiten we om onze reis aan te passen. We boeken onze ticket om en nemen de nachttrein naar Chiang Mai, volgens velen een “epic trail”. Het is een slaaptrein en de trip duurt ongeveer 14 uur. We vertrekken om 21:00 uur en komen 11:00 uur. We proberen te boeken bij onze Duitse vrienden maar we zitten een coupé verder.
Pożegnaliśmy się z naszym wspaniałym taksówkarzem, zrobiliśmy pamiątkowe zdjęcie i poszliśmy odebrać bagaże, o dziwo dalej tam stały i zaczęliśmy się zastanawiać co my tu do północy będziemy robić. Po szybkiej analizie dnia i zgodnej decyzji, że mamy dość zwiedzania świątyń, a taki był cel dojazdu do Sukothai, poszliśmy sprawdzić, czy się da nasze bilety przebookować, tak żebyśmy od razu pojechali do Chiang Mai. Nie było problemu, musieliśmy dopłacić 500 THB i zostaliśmy szczęśliwymi posiadaczami dwóch biletów do Chaing Mai w 2 klasie z miejscami do spania. Tak więc zostały nam 3 godziny, usiedliśmy wygodnie w poczekalni, w której działał całkiem szybki internet. Ja zabrałam się za nadrabianie bloga, bo jesteśmy chyba ze 4 dni w plecy, a Marcello nawijał z chłopakami. W międzyczasie dojrzał gdzieś przechodzącą parę w Włoch, którą spotkaliśmy w guest huise w Kanchanaburi. Śmieszne jaki ten świat jest mały. Dali nam kilka wskazówek gdzie mamy się zlokalizować na południu, bo oni już tam byli i po pożegnaniu pojechali dalej. My z kolei poszliśmy wrzucić coś na ruszt przed odjazdem.
Pociąg miał lekki poślizg, ale nie dużo, jakieś 25 min. Okazało się, że śpimy w przedziale z sympatycznym Chilijczykiem. Tymczasowo towarzyszyła mu Holenderka, która spała w przedziale obok i tak sobie gaworzyli przy piwku. Ani się nie obejrzeliśmy kiedy nasza rozmowa tak się rozwinęła, że mieliśmy wrażenie, że znamy się od zawsze. Godzinkę później dosiadł się Niemiec, który jak się okazało wsiadał w Lop Buri- mieście małp. Szkoda, że nie wiedzieliśmy, że ten pociąg przejeżdża przez tę stację, bo na pewno byśmy się wybrali. Jak później oglądaliśmy zdjęcia tego chłopaka to, aż Marcel sam żałował że tam nie pojechaliśmy. No ale nic, mądry Polak po szkodzie. Wy koniecznie się wybierzcie, to miejsce jest niesamowicie magicznie.
We hebben nog ongeveer 5 uur en hangen rond op het station. We schrijven wat op de laptop en praten met onze nieuwe vrienden. Ik loop om iets uit de koffer te halen en zie plots de Italianen uit Kanchanaburi. Ongelofelijk maar waar! Ik schud ze stevig de hand en bespreek onze plannen. Met zijn thailand bible in de hand geeft hij tips waar we in het zuiden (na Chiang Mai) wel en niet heen zouden moeten. Dit zijn 2 doorleefde hardcore reizigers, prachtig om mensen met deze lifestyle te ontmoeten. Ik neem weer afscheid en en wuif ze na. Ik voel me verbonden en kan een glimlach niet onderdrukken. Op het station ontmoeten we nog 2 Duitse vriendinnen. Beide net uit het ei maar toch al heel wijs. Één van hen gaat na wat weken thailand nog zelfstandig 2 maanden naar Australie. Amper 18 jaar, zegt je dochter “mam, ik ga er ff tussenuit ok?” Ik hoop maar dat het goed gaat en gun haar mooie avonturen. Inmiddels is the nighttrain gearriveerd en zeggen we onze duitse vrienden gedag. We zien ze straks wel in de trein. We zoeken ons compartiment op en onze bedden. Er zit een Nederlands meisje naast een Chileense jongen op onze plek, zo werkt dat hier. Ze drinken een grote fles Thais bier en genieten van de door airco gekoelde lucht. We nemen deel aan het gesprek en binnen no time hebben we de grootste lol. Iedereen hier mengt, in 10 minuten heb je het gevoel dat je vrienden voor het leven maakt.
Zaraz obok nas był wagon restauracyjny, w której była impreza. Muza na maxa, piwko, kolorowe światła jak na dyskotece, otwarte okna i ten niesamowity odgłos jadącego pociągu. Klimat nie do opisania, tam trzeba po prostu być, żeby to zobaczyć, a przede wszystkim poczuć 🙂 Po imprezie, poszliśmy spać, nawet dobrze się spało, tylko strasznie zimno. Chyba z 15 stopni. Klimatyzacja była na maxa i nie było możliwości żeby ją zmniejszyć. Nie pomogły ani bluza, ani długie spodnie, ani dwa koce. Wiało po mnie jak cholera. Także warto zabrać z sobą coś naprawdę ciepłego, albo spać w 3 klasie bez klimy 🙂
Onze bagage ligt inmiddels boven naast onze bedden. Ik heb het gevoel in een film te zitten. Plots komen onze Duitse Freunden voorbij, er schijnt een Thaise disco wagon te zijn, in het volgende treinstel. Ik bekijk het even en we komen terecht in een hele foute maar oh zo gezellige wagon. Blauw en rood knipperende kerstverlichting, luide muziek en een flatscreen waar musicvideos te zien zijn van een Thaise danseres met overgewicht. Ik besluit om niet te blijven (niet alleen vanwege de danseres op de tv) en loop terug. Er is inmiddels een andere Duitse jongen bijgekomen die alleen op reis is. Hij laat me zijn foto’s zien van de plekken waar hij was en we wisselen verhalen uit. Ik voel me inmiddels “fully part of the backpacking family” en wordt wellicht vanwege mijn stoppelbaard en niet meer frisse shirt ook volledig serieus genomen. Overtuigend hoor ik mezelf tips geven over wat je wel en niet moet zien. We zijn er net een week en ik moet er zelf om lachen.
Na verloop van tijd gaan we slapen. Ik heb de bedden opgemaakt en in een koude airco atmosfeer val ik in een lichte slaap. Door het gerammel en gestuiter wordt ik regelmatig wakker maar krijg toch voldoende rust. Als we wakker worden zijn we bijna op de volgende bestemming, Chiang Mai! Wordt vervolgd…
Ayutthaya, blog o tajlandii, budda, ciekawe miejsca tajlandia, co robic w tajlandii, co zobaczyc w tajlandii, najpiekniejsze miejsca w tajlandii, świątynie, tajlandia co zobaczyc, tajlandia plaze, temples, thailand, the best of thailand
Mona Franka
Piękne zdjęcia, zazdroszczę wycieczki:)
Bellissima
piękne masz te zdjęcia!
a jak patrzę na tajskie jedzenie to aż ślinka leci;)
Natalia Gorzołka
Świetnie o tym piszesz, aż się chce jechać! A zdjęcia oddają każde Twoje słowo i przenoszą nas razem z Wami 🙂
Mo.
Ja też zjechałam Ayutthaya rowerem i powiem Ci, że nawet w upał się da:).Większość turystów wsiadała na rowery więc my też – swoją drogą ja rower uwielbiam więc nie brałam pod uwagę innej opcji.Za to nasz pociąg miał drewniane siedzenia 🙂 PS. Jesteście pierwszymi znanymi mi osobami, które do Azji pojechały z walizkami na kółkach.Szacun:)
Marta
Bardzo interesujące zdjęcia. Zazdroszczę wspaniałej podróży. Chętnie przeczytam Twoją relację, jak tylko znajdę chwilkę… 🙂
Edyta
Witaj,
Super relacja, jakimi obiektywami robisz zdjęcia?
Maryla
Teraz fotografujemy Nikonem D810, ale to dosc stary post i wtedy mielismy jeszcze Canona 5D mark II. Prawdopodobnie sa tam tez zdjecia robionem Olypusem OM-D.