Valensole + Rougon + Kanion Verdon
Zaczynamy siódmy dzień w Prowansji. Dziś pogoda super, więc nie marnujemy nawet jednej chwili. Na śniadaniu spotykamy znowu towarzyszy zza ściany, którzy też skarżyli się na brak ciepłej wody. Ubaw maiłam przy śniadaniu po pachy, bo ci Chińczycy tak głośno mlaskali, że ciężko było się na jedzeniu skupić, nie wspominając już o rozmowie. A rozmowni to oni byli i to bardzo. Dostaliśmy mnóstwo porad co zobaczyć w Chinach, kiedy jechać, na co uważać. Pokazali nam też kilka fotek z miejsca w które mieliśmy się właśnie udać, z mega wielkimi polami lawendy, takiej po horyzont. No więc plan na dziś, to znalezienie tych pól. Póki co jednak jeszcze kilka fotek z okolicy gdzie spaliśmy.
Pożegnaliśmy się z naszymi towarzyszami zza ściany i jedziemy w stronę Verdonu. Po drodze, mamy mijać te wielkie pola lawendy po horyzont, które oni widzieli. Wrzuciłam więc w nawigacje kolejny cel i czekam, aż pojawią się te niekończące hektary fioletu. Jakoś nie pomyślałam, że przecież może być kilka dróg do Verdonu. Hmmm….i tak sobie jedziemy i jedziemy, a tu znowu nie ma tych pól. Ujechaliśmy chyba z godzinę i już było pewne, że jesteśmy na złej drodze, bo cały czas jechaliśmy w górach, i to na pewno główna droga nie była (okazało się, że mieliśmy w nawigacji wyłączone drogi szybkiego ruchu) ehhh….no i co teraz? Wracać się? Ale gdzie, jak nawet nie znamy konkretnie nazwy miejsca, a jak nie wrócimy, to może nie zobaczymy najpiękniejszych pól…buuu…Marcel pyta co robić, ja nie wiem…no nie przygotowałam się…jak mogłam…przecież powinnam znać nazwę…w końcu mówię, wracamy! Zjechaliśmy najpierw na inną, drogę, po kilku kilometrach napotkaliśmy jakiegoś pana łowiącego ryby w jeziorku i pytamy o największe i najpiękniejsze pola lawendy, ten od razu rzuca nazwą Valensole, i tu dopiero zapaliła mi się lampka, oczywiście, przecież miałam tę nazwę zanotowaną…hehe…tylko za dużo tych kartek miałam ze sobą 🙂 To tylko 15 km więc jedziemy..i co? I dobrze, że się wróciliśmy bo takie oto widoki przed nami! Lawenda na prawo, lawenda na lewo, tego jeszcze nie było! Jesteśmy w lawendowym raju! jeaaaaa!!!!
Marcel podziękował pięknie, że jednak wróciliśmy i że nie przegapiliśmy tego miejsca, bo to było zdecydowanie, naj, naj, naj, ze wszystkich! Na końcu zaopatrzyliśmy się jeszcze w kilka dodatkowych sakiewek lawendy, lawendowy miód – coś pysznego, do tego lawendowa oliwa do sałatek i oczywiście olejki pachnące lawendą…hmmm…ale będzie u nas w domku lawendowo 🙂
Teraz kierujemy się w stronę gór Rougon. Przed nami jakaś godzinka drogi. Po drodze zatrzymaliśmy się jakiś lunchyk, ale gdzie to było to nie mam pojęcia. Przejażdżka przez Rougon dostarczyła nam nie lada wrażeń. Generalnie widoki mega cudowne, wysko łokropnie, czasami aż się w głowie kręciło. Najbardziej to współczułam Marcelowi, bo ja to sobie cały czas podziwiałam widoczki, co chwilę podskakiwałam na fotelu piszcząc, ” patrz tam na dół, jaki widok”, “jejjj, tam chcę zamieszkać, na tym wzgórzu pomiędzy tymi górami”, a on biedny tutaj jednym okiem patrzył, drugim pilnował drogi, żeby nie wjechać w jakiegoś kampera. Generalnie droga mega kręta, na wysokościach, ale widoki zapierające dech w piersiach. Oczywiście, jak tylko było to możliwe, zatrzymywaliśmy się, żeby popodziwiać, pstryknąć kilka fotek, ale tak naprawdę, to trzeba by zatrzymywać się co kilkaset metrów, tak pięknie tam.
Po przejechaniu Verdonu jedziemy w stronę miasteczka Castellane, tam jest kolejna nasza miejscówka na nocleg. Bardzo specjalna zresztą 🙂 Dlaczego? A bo jest tam ponoć wspaniały kucharz, o czym mamy zamiar się wieczorem przekonać 🙂 Dotarliśmy do naszej oberży, nie bez problemów, bo okazało się, że są dwie o tej samej nazwie, w różne strony od Castellane, no i najpierw pojechaliśmy w tę złą stronę, ale zobaczyliśmy za to Castellane z góry. Nie mamy fotki, bo już byliśmy strasznie zmęczeni i nie chciało nam się zatrzymywać, ale musicie mi uwierzyć na słowo, że widok niewielkiego kościółka na skale, w otoczeniu miasteczka skąpanego w zachodzącym słońcu to majestatyczny widok. Niestety w tym momencie byliśmy tak zmęczeni, że myśleliśmy już tylko o jednym, prysznic i pyszne jedzonko. Kiedy dotarliśmy do Auberge du Teillon trochę byliśmy zdziwieni jej lokalizacją. Tak po prostu przy drodze, żadnych w zasadzie widoków, no ale w sumie, przyjechaliśmy tutaj dla ponoć wspaniałej kuchni, więc mniejsza z tym. Przy zameldowaniu, pytam pani o której możemy zejść na kolację, a ta do mnie czy mamy rezerwację, hmmm…no nie, nie pomyśleliśmy. Pani mówi, że wszystkie stoliki ma już zarezerwowane i że bardzo jej przykro…o nie!, to taki kawał jechaliśmy, specjalnie, żeby tutaj zjeść, prawie zaczęłam tej pani płakać, że tyle się naczytałam opinii, że chyba się załamię, możemy nawet zjeść nawet na stojąco, albo w kuchni przy zlewie, wszystko mi już było jedno. Pani się uśmiechnęła i powiedziała, że zobaczy co się da zrobić. Poszliśmy do pokoju. Malutki, skromniutki, ale bardzo czysty, pachnący, super! Teraz tylko czekałam, czy uda nam się tutaj zjeść…już zaczęłam tracić nadzieję, kiedy pani puka do pokoju i mówi, że ma dla nas stolik 🙂 Jupppi! Mało się jej na szyję nie rzuciłam 🙂
No dobra, bo się pewno zastanawiacie, cóż to za restauracja przy jakimś niepozornym zajeździe wzdłuż drogi może być, żeby się nią tak zachwycać. Powiem tak, jedliśmy w Prowansji w różnych miejscach, różne pyszne rzeczy, ale to co nas spotkało tutaj, to była zdecydowanie najwspanialsza i najsmaczniejsza kolacja w naszym życiu! Powiedziałam, że zasługuję na gwiazdkę, a nawet i na dwie. Sama restauracja pięknie urządzona, jak się wchodzi to od razu ma się wrażenie, że spotka nas tutaj coś niesamowitego. Obsługa na najwyższym poziomie światowym, nie tylko przeuprzejma, z ogromną wiedzą na temat serwowanych win, ale także mająca dla klienta czas pomimo tego, że w ciągłym biegu byli. Restauracja prowadzona jest przez rodzinę. Ojciec i syn są kucharzami, żona syna to właśnie pani która najpierw przyjęła nas na recepcji, a później obsługiwała przy stoliku. Ich restauracja polecana jest przewodniku Michellin, a także w kilku innych. O gwiazdkę, też się starali, ale właśnie lokalizacja ich zdyskwalifikowała. Jeśli będziecie kiedykolwiek w pobliżu Castellane, to zdecydowanie polecam się tam zatrzymać. Warto nawet 50 km nadrobić, że tam zjeść.Informacje praktyczne: Simiane La Rotonde – Valensole – Castellane – 135 km Auberge du Teillon – pokój 75 euro + śniadanie 9 euro od osoby. Obiad w Auberge du Teillon – aperitif, przystawka, danie głównie, deser, deska serów, mała butelka wina – 100 euro za dwie osoby
Francja, Kanion Verdon, Prowansja - ciekawe miejsca, Prowansja - co zobaczyć, Prowansja - plan podróży, Rougon, Valensole - Lawenda
Anna Tym
Moja droga to prawie jak podroz życia , choć pewnie jedna taka piękna za wami i niejedna przed wami , ale lawendowy raj robi niesamowite wrażenie 🙂
Maryla
Powiem ci Aniu, że to na prawdę była podróż życia! Właśnie skończyłam robić album, jutro wysyłam do druku 🙂 To bedzie jeden z piękniejszych w naszej kolekcji 🙂
Izabela Perez Harriette
czy takie widoki mogą się znudzic????? bajka 🙂
Maryla
Myślę, że nawet gdybym tam mieszkała, to by mi się nie znudziły 🙂
Agnieszka
Jak tam pięknie!!! Zdjęcia rewelacyjne. Będę tu częściej zaglądać:)
jeke
Jestem zachwycona:)!
Trzydziestka z VATem
100 Euro za dwie osoby, nieźle się cenią 😉
milka
Cudownie,zakochalam sie w tych lawendowych polach:)
Agnieszka F.
Ło raju… Czy takie pola lawendy mogą istnieć?? nieeee….. One istnieją, ale na zdjęciach pani Marylki!!! :)))
I'm in love! :)))))))))))
Maryla
Nie tylko na zdjęciach, w rzeczywistości też, i są jeszcze piękniejsze 🙂
Agnieszka F.
Suuuuper! Może kiedys takie zobaczę 🙂
Marie Bell
Te zdjęcia są boskie!
Ruda Paskuda
Lawendowy raj to rzeczywiście najlepsze określenie dla miejsca, w jakim się znaleźliście!!! Coś wspaniałego!!! Górskie krajobrazy, też wprawiają mnie w zachwyt!!! 😀
Jacquline Jordan
Cudowności… cóż za widoki…Zdjęcia zachwycają, Troszku zazdroszcze, ale tak po ludzki…w takim dobrym tego słowa znaczeniu :-))
Pozdrawiam :-)))
Paulina Sz
Za oknem deszcz, a tu lawendowy raj! Oj jak ja kocham Twojego bloga Marylko i te cudne relacje!
CONCHITA
Przepiękne zdjęcia :)) Miło nacieszyć oko tak pięknymi widokami kiedy za oknem szarówa
Małgorzata TP
Bajecznie jest 🙂
Mój pobyt na Prowansji zaowocował długą, praktycznie do dziś trwającą, niechęcią do zapachu lawendy 🙂
Maryla
O rany, jak to?
Sylvia Z.
Niesamowity klimat Marylko. Masz cudowny dar uchwycenia w kadrze to co ulotne.
dzisiaj u mnie szaro, pochmurnie …. dziękuję Ci za tę podróż
:))) s.
boliviainmyeyes
Pieknie tam! ale czekaj, pokoj za 75 euro i bez cieplej wody?;)
Maryla
No woda ciepla niby byla, ale szybko sie skonczyla 🙂
Jiga
Po prostu pięknie , co tu więcej napisać !
ThimbleLady
brak mi słów aby wyrazić zachwyt nad tymi widokami, piękne, bajakowe i na zawsze pozostające zapisane w pamięci, chciałabym kiedyś zobaczyć te obrazy na żywo
Anonimowy
lawendowe pola będą się mi dzisiaj śniły dzięki
Magdalena Markiewicz
A ja cały czas czekam na sesję w lawendzie w czymś pięknym 🙂 Czy się doczekam Marylko?
Pozdrawiam.
http://mysweetdreaminghome.blogspot.com/
Maryla
Jasne 🙂 Bedzie albo w nastepnym poscie, albo w kolejnym 🙂
Kaasja
Przepiekne zdjecia, chcialabym miec taka fototapete 🙂
Obserwujemy?
http://kasjaa.blogspot.co.uk
daggistr
OMG lawendowe pola zawsze robią na mnie mega wrażenie <3 !
aschaaa
no co ja bede duzo gadac, wiemy obie ze te zdjecia sa przecudne! te kolory, ten fiolet. Ah nie patrze, co mam sie dolowac!
ps. kiedy lecicie na sardynie?
ps2. moj album o malcie wyslalam w tamtym tygodniu, wreszcie! teraz przebijam sie przez indonezje i jest masakra 😛
Maryla
PS1. Jutro 🙂 jupppi 🙂
Ps2. Ja Malty jeszcze nie zrobiłam, jakoś czasu brakowało, ale ta Prowansja wyszła tak, że hohohoho 🙂
justyna polska
śliczne zdjęcia
_______________
a u mnie?
must have sezonu w modzie
Jane
Przeeeeepiękne widoki 🙂
Uwielbiam zapach lawendy, a jeszcze w takiej ilości…ach…
Paulina
Nie mogę sę napatrzeć na te pola lawendy *-* Cudo!
Aguś kulinarnie
Jaka szkoda,że nie mam laptopa-zdjęcia tak pachną lawendą,że mogłabym je wykorzystać i mieć ten cudny zapach w całym mieszkaniu:)))
Mo.
Uwierzyć nie mogę, że Ty te wszystkie lawendowe cuda widziałaś na własne oczy. Ba, mi nawet ciężko uwierzyć, że takie miejsca istnieją naprawdę bo do tej pory to ja takie krajobrazy tylko w TV widziałam. A u Ciebie to wszystko wygląda nad wyraz realnie :). Ciekawa jestem tej lawendowej oliwy do sałatek…Kiedyś jadłam babeczkę z lawendowym kremem i była pyszna!
Ola Wiecha
Ale tam pięknie, widoki cudne. Ciekawa jestem tez tej restauracji i jedzenia które Wam tak smakowało 😉
Aleksandra B.
ale fioletowo, az w głowie się zakreciło:) piękne pola, jak nie lubię lawendy, tak po tych zdjeciach pokochałam jej aromat i wygląd na nowo:)
www.fashionable.com.pl
Tak cudnie, idealnie i wspaniale, że można umrzeć z zachwytu!!!!!!!
MERI WILD
Jezu! Co z widoki, oczu nie mogę oderwać :)) Przepięknie <3
invisiblefashion
oj, jak pięknie tam 🙂
myinsomniaa
Jeeeeeeeeeeeeeeeeeeeej jak pięknie ! Cudowne zdjęcia, cudowne miejsce… 🙂
Marzena W
Najpiękniejsze jest to, że lawenda jest tam tylko przez określony czas w roku. Piękne zdjęcia i widoki 🙂
Pati Pe
jakie piękne zdjęcia! 🙂
Agnieszka M.
No cóż, jak dla mnie to nie ma co się rozpisywać.
Siedzę i podziwiam i nie wiem który to już raz.
Jestem oczarowana:)))
Travelling Milady
Prowansja zabija pięknem. Ale mnie nakręciły Twoje zdjęcia na wyjazd tam…
Beauty Follower
Wonderful scenery!
http://beautyfollower.blogspot.gr
Baśniowy Dom
Ja tu zwariuje przed monitorem …. cudowne miejsce,
jak ja zagorzały domator zacznę podróżować, to dzięki Tobie moja droga 🙂
Maryla
No prosze, byloby mi bardzo milo 🙂
Magdalena
Witaj. Prosze o podpowiedź. W obrębie jakiej miejscowości najlepiej znaleźć nocleg zeby łatwy i szybki był dostęp do fotografowania pol rano i wieczorem? Magdalena
Ps. Świetny blog wspaniałe zdjęcia!
🙂
Maryla
Hej Magda. Najpiekniejsze pola sa w Valensole, wiec tam najlpiejej szukac noclegu 🙂 I pamietaj, zeby tam byc na samym poczatku lipca, bo lawenda coraz wczesniej rozkwita. Nawet koniec czerwca 🙂