Bay of Islands – Nowa Zelandia
Bay of Islands, to jedno z tych miejsc, które po wygooglowaniu powodują rozszerzenie źrenic, ogromny banan na buzi i od razu to miejsce ląduje na liście koniecznych do zobaczenia. 144 malutkie wysepki rozrzucone na turkusowym oceanie u wybrzeża północnej wyspy. Niestety problem zaczyna się wtedy, kiedy planując trzy lub czterotygodniowy pobyt w Nowej Zelandii, dochodzimy do wniosku, że jednak to miejsce nie jest nam kompletnie po drodze. I zaczynamy planować, kombinować, przeliczać, warto, czy nie warto. Zdjęcia w googlach mówią jedź, tego nie zobaczysz nigdzie indziej, rozsądek puka cie w czoło, przecież to dodatkowe 500 km i minimum 3 dni z głowy. Tylko po to żeby przepłynąć się żaglówką pomiędzy wysepkami. Oczywiście, żeglowanie to nie jedyna z atrakcji na miejscu. Bay of Island to raj do uprawiania wszelkich sportów wodnych, łącznie z pływaniem z delfinami. Ale o tym napiszę szerzej w innym poście. Koniec końców zafascynowanie tym miejscem wygrało z rozsądkiem i mimo napiętego planu udaliśmy się do Bay of Islands.
To był w zasadzie nasz pierwszy cel na mapie. Postanowilismy pojechać tam zaraz po wylądowaniu w Auckland. Załatwiliśmy sprawy związane z wynajęciem campera co zajęło nam trochę wiecej niż myśleliśmy. Prawie dwie godziny. Potem zakupy w najbliższym Packnsave i nocleg jakieś 25km od Auckland na kempingu przy Long Bay. Bardzo ciekawą historię tutaj mieliśmy. Ponieważ było już ciemno, a nawigacja nie wyszukiwała kempingu na którym mieliśmy się zatrzymać, pojechaliśmy trochę na czuja i wylądowaliśmy na jakiejś budowie. Zatrzymaliśmy się, żeby coś zjeść, bo umieraliśmy z głodu i w tym momencie podjechał jakiś samochód, już myśleliśmy że zaraz mandat nam wlepią, że stoimy na jakimś prywatnym terenie, a tutaj wyskakuje młody chłopak i pyta czy wszystko ok, czy ma nam jakoś pomóc. Jak się okazało nie dość, że wiedział gdzie jest nasz kemping to jeszcze znał właścicieli. Co jak się później okazało, było bardzo przydatne, bo nasz kemping był za szlabanem, który na noc zamykają. No spadł nam z nieba jednym słowem. Do tego siedział z nami chyba z godzinę i opwiadał o życiu w Nowej Zelandii, o tym co koniecznie powinniśmy zobaczyć w okolicy. Nigdzie mu się nie spieszyło i co najważniejsze robił to wszytsko bezinteresownie. Tak nas przywitała Nowa Zelandia, serdecznie i z otwartymi rękami. Noc minęła nam bardzo spokojnie, a rano obudziły nas takie oto widoki:
Kolejny dzień minął nam na pokonaniu ok 220 km. Wszyscy siedzieliśmy jak na szpilkach w samochodzie, czekając na jakieś zajefajne krajobrazy, ale nic takiego nie zobaczyliśmy. Droga trochę się dłużyła, czuliśmy się jakbyśmy jechali gdzieś przez polskie odludzie. Jedno co nam nie pasowało to dziwne, duże paprocie, a może drzewa to były, sama nie wiem. Dopiero kiedy dojechaliśmy bliżej wybrzeża, zatrzymaliśmy się w poliżu plaży i widoczki były całkiem fajne. Można było popływać, aczkolwiek temperatura wody nie rozpieszczała, myslę że Bałtyk w środku lata jest cieplejszy. Po leniuchowaniu, pływaniu, pojechaliśmy dalej do naszego kolejnego miejsca kempingowego, które znajdowało się w Pahia.
Beachside Holiday Park– to tutaj się zatrzymaliśmy. Podobno najpiękniej położony kemping w Pahia. Podobno, bo w żadnym innym nie byliśmy. Miejscówka faktyczna jedna z fajniejszych w jakich mieliśmy okazję się zatrzymać, tym samym też najdroższa niestety. Ale przynajmniej internet był za darmo i to bez ograniczeń, czego już nigdy później nie doświadczyliśmy. Wschody słońca w zatoce bajeczne. Nie było problemu ze wstawaniem wcześnie rano, codziennie budziłam się jeszcze przed wschodem słońca. Taki mały plus jetlaga. W sumie to bałam się, że gorzej będziemy znosić tę różnicę czasu, dokładnie 12h. W sumie tylko pierwszego dnia w okolicach 16:00 dopadło mnie straszne zmęczenie, a tak to zupełnie nie odczułam tej różnicy.
Piękny wschód słońca i to byłoby na tyle fajnych widoków z Bay of Islands. Pogoda nam nie dopisała. Niebo zachmurzone, deszcz, zero lazurków i pięknych widoków. Nawet z rejsu łódką zrezygnowaliśmy, bo wiało strasznie. Poszwędaliśmy się trochę po okolicy i w zasadzie to byłoby na tyle. Zauroczeni miejscem nie byliśmy. Ale czy to wina pogody, czy choroby Marcela, czy zepsutego kampera tego się już nie dowiemy. Pewno każdy z czynników miał po trochu w tym udział. Spedziliśmy na kempingu dwie noce. Na pewno jesli dysponujecie dużą ilością czasu to warto nadrobić te 500km, ale wtedy trzeba na ten rejon poświęcić więcej czasu. Myślę, że tydzień to minimum. Koniecznie zobaczyć na Cape Reinga, przejechać przez One Million Dollar Road, zaszaleć samochodem na najdłużej plaży 90 miles beach i pozjeżdżać na desce po wydmach. Nam deszcz pokrzyżował niestety plany. Jeśli przyjeżdżacie natomiast do NZ na trzy tygodnie, to proponuję z Auckland od razu udać się na południe. Podobnym miejscem na południowej wyspie jest Marlborough Sounds. I jeszcze kilka fotek w drodze powrotnej, gdzie zahaczyliśmy o wodospad Whangarei Falls i kilka fajnych miejscówek.
Jedziesz do Nowej Zelandii? Tutaj znajdziesz inne artykuły z tego cudownego kraju. A jeśli podobał Ci się tekst, to dołącz do uzależnionych od podróży na Facebooku. Tam relacje na żywo, podróżnicze dyskusje i wiele innych. Zapraszam!
Uściski, M.
atrakcje w nowej zelandii, ceny w nowej zelandii, ciekawe miejsca w nowej zelandii, co zobaczyc w nowej zelandii, jak podrozowac po nowej zelandii, nowa zelandia kiedy jechac, nowa zelandia najpiekniejsze miejsca
Kasia
Ale tam pięknie 🙂
aschaaa
chyba zaczne wpierniczac chleb tostowy i oszczedzac na NZ. nie wiem co mam powiedziec…. ps. jestem teraz na cyprze, jak pomysle o mojej plazy to chyba zostane w hotelu hahahaha
Niewyparzona Pudernica
Ło Jezu!
Bomba!
Nic więcej z siebie nie wyduszę 😀
poprostukasia
Bajeczne widoki, a dom boski.
Justyna (Ruda Paskuda)
Bajeczne miejsce Marylko!!! Alez Ci zazdroszcze tej wyprawy!!
A
Nie rozumiem, pytalas o rade przed wyjazdem, napisalem ci prosto z mostu – odpusc Bay of Islands,
pojechalas mimo tego, a teraz zalujesz…
Jedyne fajne rzeczy na Pln Wyspie moim zdaniem to Rotorua i drzewa Kauri. Zdaje sie, ze nie widzialas
zadnej z nich (?) Generalnie bardzo fajne zdjecia, mam lekkie wrazenie, ze saturation jest sporo za wysoko
i masz typowy problem niebieskiego. Albo za purpurowy, albo za cyan LOL.
I szczerze, nie wyskoczysz na nastepny poziom, poki nie przestaniesz uzywac obiektywow NIkon czy Sigma.
Nie ma przebacz. Albo rybka albo … MF :)))
Maryla
No widzisz, niektóre rzeczy trzeba zobaczyć na własne oczy, żeby sie przekonać. A w ogóle to wszystko twoja wina, bo do ciebie pisałam o szczegóły i mi nie odpisałeś 🙂 Drzew Kauri nie widzieliśmy, bo o nich nie słyszałam, a ty mi też nic nie mówiłeś, wiec znów twoja wina 🙂
Cały czas pracuje nad idealną obróbką, więc wybacz mistrzu 🙂 kiedyś może ci dorównam 🙂 obiecałęś mi kurs i co? 🙂
Obiecuje, że kiedy Leica wypuści obiektywy z autofokusem kupuje od razu 🙂
A
E tam, nie masz sie co obruszac, osiagnelas co moglas z tego typu szklami.
Masz talent i robisz swietne zdjecia. Chcesz wiecej?
Canon, Nikon, maja to do siebie, ze nie maja tego czegos 😉
Maryla
No przecież sie nie obruszam 🙂 Na ciebie? W zyciu 🙂
Magdelena
W ogóle na zdjęciach nie widać tej brzydkiej pogody, o której piszesz. Jest bajecznie!
Beata
Krajobrazy i zachody słońca są powalające!
Kilometrów macie nabitych chyba na cały rok;)
Pozdrawiam:)
Marta
Brak mi słów… Marzę jedynie, żeby tam kiedyś wrócić… 🙂
Agnieszka F.
Mi też słow brakuje…. Raj na ziemi…
Marylko tylko pozazdrościć! :))))
Kamila
Jeny cieszę się, że wpadłam na twój blog! Te zdjęcia… raj dla oczu. Motywuje do zbierania kasy na podróże 🙂 Marzę o zobaczeniu tych wszystkich miejsc …
Maryla
Witaj Kamilko na moim blogu 🙂 Marzenia trzeba zamieniac w plany 🙂 Trzymam kciuki, zebys migla je zrealizowac jak najszybciej 🙂 usciski, M.