My first 7 jobs i nie tylko :)
Napisałam ten post prawie 3 miesiace temu i jakoś ciągele brakowało mi czasu na korekcję i publikację. No ale wreszcie się udało! Jakiś czas temu krążył w sieci hasztag My First 7 Jobs. Spodobał mi się on na tyle, że też postanowiłam przed wami uchylić rąbka tajemnicy o tym jak zaczynałam swoją przygodę z dorosłym życiem i zarabianiem pieniędzy. Jeśli macie ochotę pocztać, to zapraszam!
Mały pomocnik taty
Mając lat naście, w wakacje i nie tylko pomagałam swojemu tacie, który był korzenioplastykiem. Miał duszę artysty, (co chyba i mi się troszkę udzieliło :), z kawałka korzena potrafił wyczarować lampę, kwietnik na kwiatki, żyrandol, albo inną ozdobę do domu. Jego specjalizacją były krzyże, które bardzo możliwe, że wiszą gdzieś u was w domu, albo u waszych rodziców/dziadków. Taki krzyż z korzenia z platikowym wizerunkiem Pana Jezusa. No i ja właśnie chcąc zarobić sobie kieszonkowe, siadałam na krzesełku i albo te krzyże malowałam, albo robiłam wieszaczki, albo przybijałam wizerunki. Tak oto zarabiałam sobie w podstawówce i liceum na fajowy piórnik, nowe buty, albo sukienkę.
Super niania
Pierwsza prawdziwa praca przyszła zaraz po skończeniu liceum. Moim marzeniem zawsze były studia w Krakowie, ale też od zawsze wiedziałam, że będą to studia zaoczne. A to jak wiadomo dodatkowy wydatek. Dlatego musiałam pracować, żeby jakoś się tam utrzymać. Pamiętam jak dziś, kiedy spakowałam wszystko do swojego zielonego plecaka i mając nie całe 19 lat, ruszyłam do wielkiego miasta. Kupiłam na dworcu gazetę, kartę do telefonu, rozłożyłam się w budce telefonicznej i zaczęłam przeglądać ogłoszenia. Co mogłam wtedy robić? Albo sprzątać, albo pilnować dzieci, w najlepszym układzie mogłam pracować w sklepie, jako kelnerka już gorzej, bo mój angielski jeszcze wtedy leżał i kwiczał. Pamiętam, że jedno ogłoszenie przykuło od razu moją uwagę. Poszukiwana była opiekunka do dzieci oraz pomoc domowa. Zadzwoniłam, przedstawiłam się i godzinę póżniej byłam na rozmowie. Bardzo sympatyczne małżeństwo zabrało mnie do siebie do domu, żeby mi pokazać, co będzie należało do moich obowiązków, przedstawiło dwójkę sympatycznych dzieciaków, oprowadziło po 3 trzech piętrach domu i zapytało czy ja sobie z tym wszystkim poradzę. Ja? Oczywiście, że tak – odparłam z dużą pewnością w głosie. I to był początek, jednej z fajniejszych prac w moim życiu. Wspaniali ludzie, dzięki którym też nauczyłam się wreszcie porządnie angielskiego. Spędziłam u nich naprawdę cudowny rok. Pozdrowienia dla pani Ani i Zygmunta, w radzie gdyby podczytywali mojego bloga 🙂
Specjalista od Kosmodisków
Młodszemu pokoleniu pewno nie wiele to powie, ale większość na pewno znała ten specyfik chociażby z reklam tzw sklepu Telezakupy Mango ( mam nadzieję, że nie przekręciłam nazwy). Takie coś co zakładało się na kręgosłup i miało ono cudownie uzdrawiać. Czy uzdrawiało to nie wiem, ale ludzie kupowali to jak świeże bułeczki 🙂 Długo jednak moja kariera w tej branży nie trwała, bo jak sama nie jestem do czegoś przekonana, to nie potrafię innych namawiać do zakupu. Zaczęłam więc szukać czegoś innego.
Sprzedawca Time Share
I znalazłam. Z jednej dziwnej pracy wpadłam do drugiej, ale najważniejsze było, żeby coś robić. Pewno nie wszyscy wiedzą co to są Time Share, więc szybkie wyjaśnienie. To takie prawo do użytkowania pokoju w jakimś tam hotelu w ” wakacyjnym kurorcie” na kilkanaście lat. Najlepiej oczywiście namówić kogoś na 30 letni albo nawet dożywotni 🙂 Potem oczywiście można było się w kręgu time sharowóców tymi miejscówkami wymieniać. Ale jak to w praktyce wyglądało to nie wiem, bo nie trudno się domyślić, że żadnego time share nie sprzedałam. Nie szło mi opowiadanie bajek o raju i namawianie ludzi na wydanie kosmicznych pieniędzy na coś z czego może nie będą korzystać. Szukałam zatem dalej.
Sympatyczna kelnerka
Kiedy mój angielski był już na tyle dobry, że mogłam się starać o pracę kelnerki, nie traciłam czasu. Kilka rozmów w różnych knajpach i tak wylądowałam w jednej z piwnic na Sławkowskiej. Łatwo nie było, bo czasami pracowało się po 16h od 12:00 w południe do ostatniego klienta. Stopy od latania w te i we wte były całe popękane i obolałe. A tu jeszcze na drugi dzień trzeba było zasuwać na uczelnie i przez 8h słuchać nudnych wykładów. Po półtora roku kiedy nawet podczas snu roznosiłam piwo, zapominałam o zamówieniu, albo o przyniesieniu rachunku stwierdziłam, że czas na zmianę pracy.
Sprzedawca gobelinów
I tym sposobem zaraz po sąsiedzku załatwiłam sobie pracę w butiku z gobelinami. Nie wiem czy te sklepy jeszcze istnieją, ale pamiętam, że można było tam kupić gobelinowe poduszki, torebki, kosmetyczki, no i oczywiście same gobeliny na ścianę. No ale możecie sobie wyobrazić, że taka praca, to siedzenie i czekanie na każdego klienta jak na zbawienie. Czasami wszedł jakiś turysta, bywały dni, że nikt do sklepu nie wszedł. Poza tym kasa kelnerki była dużo lepsza więc postanowiłam szukać coś innego. Tym razem postanowiłam sobie, że będzie to coś ambitniejszego.
Doradca klienta w TPSA
I tym sposobem trafiłam do Telekomunikacji Polskiej. To był czas kiedy TPSA otwarło Błękitną Linię i był duży nabór doradców. Przez kilka tygodni wysłuchiwałam wszystkich żali rozwścieczonych klientów, potem udało mi się przenieść do back office. W małym pokoiku wprowadzałam do systemu zamówienia klientów, uruchamiałam nowe usługi, zmieniałam plany taryfowe. I tak minęło mi minęło kolejne półtora roku. Potem wprowadzono Neostradę i znowu trafiłam do Call Centrum. Ale sprzedaż przez tel, to nie moja bajka, więc kiedy któregoś dnia przełożony mnie zdenerwował, jak stałam tak wyszłam i już mnie nigdy tam nie zobaczyli.
Doradca kredytowy
Doświadczenie sprzedawcy w TPSA, pozwoliło mi przejść przez trzyetapową rekrutację na stanowisko doradcy klienta w instytucji, która udzielała kredytów małym firmom. To była pierwsza praca, którą naprawdę bardzo lubiłam. Miałam najwspanialszego szefa na świecie, cudowną przyjaciółkę, fajnych klientów, jednym słowem praca była samą przyjemnością. Spędziłam tam pięć lat swojego życia, gdzieś tam po drodze obroniłam najpierw pracę licencjacką, potem magisterską. Zawsze miło będę ten czas wspominać 🙂
Kierownik oddziału w Banku
Po pięciu latach pracy, dobrych wynikach sprzedażowych, przyszła pora na zmiany. Instytucja finansowa przekształciła się w Bank, a co za tym idzie powstały nowe placówki. I tak dostałam propozycje nie do odrzucenia. Zostałam Kierownikiem placówki. Przybyło nie tylko obowiązków, ale przede wszystkim odpowiedzialności. Tym bardziej, że na samym początku spraw do ogarnięcia była cała masa. Skończyło się na tym, że spałam z kalendarzem pod poduszką i jak się budziłam w nocy, to zapisywałam, co mam jeszcze jutro zrobić, żeby nie zapomnieć. Szybko zdałam sobie sprawę, że takie stanowisko dla kogoś kto jest perfekcjonistą jest odpowiednie. Wcześniej czy poźniej skończyłam ze wrzodami żołądka. To był czas kiedy już od prawie półtora roku znałam Marcela i trzeba było też podjąć decyzję co dalej z nami. Znajomość na odległość nie miała na dłuższą metę sensu, więc bo długich przemyśleniach postanowiłam, że rzucam wszystko i przeprowadzam się do Holandii.
Zastępca kierownika w Zarze
To była trudna decyzja, zostawić wszystko na co tak długo pracowałam i zacząć wszystko od nowa. Nowy język, nowi znajomi, nowy dom, nowa kultura, nowa rodzina, nowa praca, nowe życie. Zanim jednak dostałam pierwszą pracę, musiałam poświęcić rok czasu na naukę holenderskiego, bo bez niego ani rusz. W ciagu roku zrobiłam 3 poziomy, czyli to co inni robią w 3 lata. Siedziałam w szkole codziennie po 3h, poźniej przez kolejne 4 odrabiałam zadania domowe i czytałam książki. Dwa tygodnie po zdanym egzaminie miałam pierwszą pracę. W moim ulubionym sklepie 🙂 Oczywiście nie była to ani praca marzeń, ani praca na miarę mojego doświadczenia i wykształcenia, ale najważniejsze było, że coś robiłam. Oczywiście nie przestałam aplikować na inne stanowiska i już po miesiącu zostałam zaproszona na rozmowę do Banku.
Pracownik back office w Banku
Pierwsza rozmowa o pracę i od razu zostałam przyjęta. Na początku było całkiem fajnie, uczyłam się nowych rzeczy. Szkoliłam swój język. Poznawałam nowych ludzi. Kiedy już wszystko opanowałam do perfekcji praca zaczęła mnie nudzić i męczyć. Każdy dzień wyglądał tak samo. Pobudka o 7:00 rano, szybki prysznic, śniadanie w biegu, godzina w pociągu spędzona w internecie, potem 8 godzin opróżniania skrzynki z mailami, rozwiązywanie problemów i odpisywanie na maile, później begiem na stację, żeby zdążyć na pociąg i znowy godzina na smartfonie. Wracałam około 18:30, trzeba było jeszcze wymyślić co dziś na obiad, zrobić po drodze zakupy, ugotować coś, posprzątać i tak oto dochodziła 21:00 a ja padałam z nóg. Wtedy zaczęłam coraz częściej zadawać sobie pytanie czy to jest to co ja tak naprawdę chciałabym robić w życiu. Czy jestem szczęśliwa? Odpowiedź była prosta. NIE! To absolutnie nie była praca moich marzeń i w ogóle nie widziałam się tam za kilka lat. Dlatego każdą wolną chwilę (czytaj weekendy) poświęcałam na rozwijanie mojej pasji – fotografii. Na początku to była jedynie odskocznia od codzienności, później zaczęłam zarabiać pierwsze pieniądze.
Fotograf
Po dwóch latach nadszedł idealny moment, aby postawić wszystko na jedną kartę i robić to co tak naprawdę w życiu kocham. Uwieczniać piękne i ulotne chwile! I tak oto, po raz kolejny w wieku 33 lat, zaczęłam wszytko od nowa. Coś zupełnie innego niż robiłam do tej pory, ale za to z pełną pasją i radością. Coś czego nigdy nie studiowałam, nawet nie zrobiłam żadnego kursu, uczyłam się na własnych błędach. Ktoś kiedyś powiedział, że jak się kocha, to co się lubi to musi się udać. Ale niestety, trzeba podjąć to ryzyko. Trzeba się nie bać nowego. I trzeba mocno wierzyć, że się uda. Kilka dni temu minęło dokładnie trzy lata jak podjęłam tę decyzję. I dziś wiem, że to była najlepsza decyzja w moim życiu. Nie była prosta, przed jej podjęciem miałam wiele obaw i nieprzespanych nocy, nie wiedziałam jak to będzie, ale zaryzykowałam. Opłacało się. Dziś realizuję swoje marzenia. Podrózuję i fografuję. I choć do celu, który sobie obrałam jeszcze daleka i bardzo stroma droga, to już wiem, że teraz idę we właściwym kierunku. I nie ważne, że praca fotografa jest zdecydowanie trudniejsza niż każda praca którą do tej pory wykonywałam, to nic, że wracam czasami po 14 godzinach fotografowania styrana jak koń po westernie, to nic że mam wszędzie sińce i ból mięśni, to nic….bo robię to co daje mi szczęście!
Jak więc widzicie z pierwszych 7 prac zrobiło się 12, ale celowo nie chciałam żadnej z nich pomijać, bo patrząc z perspektywy czasu, nie żałuję żadnej z nich. Każda z nich nauczyła mnie czegoś innego, pozwoliła przejść na wyższy szczebel. Dzięki temu wiem jak ciężko czasami trzeba pracować na chleb, a przede wszystkim potrafię bardziej docenić to co mam. Żadnej pracy nie dostałam po znajomościach, w każdej musiałam udowodnić, że nadaję się do tego, czego odemnie wymagano. W ciagu 15 lat, bez pracy byłam przez 3 miesiące. Zawsze wyznawałam ideę, nie ważne co, byleby robić. Tak więc nigdy nie zrozumiem tych, którzy siedzą i narzekają, że pracy nie ma. Poza tym, że ten post odsłania rąbek tajemnicy o mnie, ma na celu coś więcej. Może kogoś zainspiruje do zmian. Do tego żeby przestać się bać nowego. Jeśli czujecie, że to co robicie nie przynosi wam satysfakcji, albo mało tego, jesteście z pracy niezadowoleni, nie tkwijcie w niej! To najgorsze co może was spotkać. I druga rzecz. Nie od razu Rzym zbudowano. Żeby osiągnąć w życiu sukces, trzeba trochę pokory i cierpliwości. Czasami trzeba się podjąć, czegoś co być może nie jest na miarę waszych możliwości, ale za to otwiera nam kolejną furtkę. Czasami warto cofnąć się jeden krok do tyłu po to, żeby potem zrobić dwa do przodu. Nie bójcie się ryzyka, bo kto nie ryzykuje ten nie pije szampana!
Tak więc kochani jeśli dobrnęliście do końca, zamknijcie teraz laptopa, wyłączcie telewizor i odpowiedzcie sobie na jedno zajebiście, ale to zajebiście ważne pytanie. Co lubicie w życiu robić? A później zacząnijcie to robić! Poszukajcie tego, co kochacie! Tak, żeby powiedzieć “O kurwa, to jest to”. Znajdźcie w sobie siłę, która pomoże wam zakończyć to wszystko co nie daje wam prawdziwego szczęścia, bo nie urodziliście się tylko po to, aby całe życie płacić rachunki i umrzeć.
Jeśli chcecie się podzielić waszymi doświadczeniami, sukcesami, piszcie! To taki post motywacyjny, może akurat ktoś takiej motywacji potrzebuje!
Ania
Hmmm…. widzę całą masę podobieństw…. Pracuję w bankowości od kilku lat, niby to nie jest zła praca ale czuję, ze to nie moja bajka… Również kocham fotografię i podróże, jeszcze nie skończę jednej wyprawy a już myślę o drugiej, kiedy gdzieś jestem czuję się najszczęśliwszym człowiekiem na świecie 🙂 Brakuje mi tylko odwagi, żeby na serio zacząć robić zdjęcia i na razie tylko amatorsko pstrykam, ale mam nadzieję, że kiedyś wszystko się zmieni w tej kwestii, niestety zniechęcam się łatwo kiedy mi coś nie wychodzi 🙁
Maryla
Aniu, wcale nie muszisz z dnia na dzień rzucać wszystkiego. Jeśli czujesz, że to lubisz, to po prostu rób niewielkie kroki w tym kierunku. Udoskonalaj się. Praktyka czyni mistrza. A kiedy już będziesz pewna siebie i gotowa, to rzucisz nudną pracę i pójdziesz za głosem serca. Tylko nie wolno się zniechęcać:)
Ala
Hm, zazdroszę takiej historii. Ciekawę, jaką napisze moje życie… Chciałabym tak wszystko postawić na jedną kartę, własna działalność ale czuję, że nie jestem gotowa i nie po to harowałam siedem lat na studiach i stażu, żeby teraz to wszystko rzucić, dlatego chcę doprowadzić to do końca, zrobić specjalizację i wtedy kombinować.
Marylo, co byś poleciła mi, mojemu mężowi i rocznemu dziecku na podróż w styczniu? Od lutego zaczynam specjalizację, chciałam się do niej przygotować, a mój M wyjeżdża z takim pomysłem, że może byśmy w styczniu na 3 tygodnie pojechali do Brazylii. Nie wiem, czy zdążę ze szczepieniami dla nas trojga, bez tego jako lekarz nigdzie się nie ruszę. Pozdrawiam, Konturek 😉
Maryla
Hej kochana!
Jak miło cię znowu widzieć na moim blogu 🙂 Chyba byłaś jedną z moich pierwszych czytelniczek, jesli nie pierwszą 🙂
Na wszystko przychodzi w życiu odpowiedni moment, więc jeśli czujesz, że nie jesteś gotowa, to znaczy że tak właśnie jest. Nic na siłe. Nie ma sesnsu podejmować pochopnych decyzji. Kiedyś na pewno przyjdzie taki moment, że bedziesz wiedzieć w którą stronę masz iść. A na zmiany nigdy nie jest za późno 🙂
Co do wakacji w styczniu, to masz całe mnóstwo możliwości. Brazylia na pewno jest fantastycznym kierunkiem i dobry okres, tylko nie jestem przekonana, czy to dobre miejsce na podróż z małym dzieckiem. To mimo wszystko dość niebezpieczny kraj. Natomiast jesli chodzi o szczepienia to w 3 miesiące powinnaś się bez problemu wyrobić. A może Filipiny? Wydają mi się być lepszym kierunkiem dla rodziny z malenstwem, pogoda idealna, i zdecydowanie jest co robic przez 3 tygodnie. Podrzucam ci jeszcze moja liste z kierunkami na styczen: https://www.addicted-to-passion.com/2016/01/17/gdzie-na-wakacje-w-styczniu/
Marzena
Co tu dużo pisać zrobiłaś na mnie duże wrażenie, jesteś odważna, wiesz czego chcesz i dążysz do tego uparcie 🙂 gratuluję takiej historii 🙂
Maryla
Dziękuję Marzenko 🙂 Myślę, że najważniejsze to nie bać się nowego, dzisiaj ludzie boją się wychodzić z własnej strefy komfortu i to jest błąd.
Joanna
Marylko, czytam bloga regularnie ze względu na podróże i niesamowite zdjęcia, ale tym wpisem wyjątkowo mnie ujęłaś. Jestem teraz na etapie poszukiwania pracy po skończeniu studiów. W moim przypadku to dosyć niepewny okres, pełen wątpliwości i obaw, ale dzięki Tobie czuję się bardziej zmotywowana. Naprawdę poprawiłaś mi nastrój i przekonałaś, że warto walczyć o swoje, nawet jeśli w tej chwili nie widzę perspektywy realizacji moich planów. Serdecznie pozdrawiam i gratuluję wytrwałości, talentu i pozytywnego nastawienia. Pozdrawiam, Asia.
Maryla
Dziękuję Joasiu! Cieszę się, ze ten wpis ma tak pozytywny wydzwięk 🙂 Trzymam kciuki za dokonywanie właściwych wyborów! A nawet jeśli któryś nie będzie do konca właściwy i to tak przybliży cię w jakimś sensie do celu 🙂 Pamiętaj, ze o wlasne szczęście trzeba zawalczyc, ono samo nie przyjdzie! Usciski!
Anna Tym
Pierwsza praca ? Hmmmm…. Myłam okna na stacji benzynowej … Jeździłam na kolonie jako wychowawca , sprzedawałam nowe plastikowe okna 😉 i stałam na promocjach
Potem juz pracowałam w zawodzie … Do czasu wyjazdu za granice 😉
Uczyłam sie języków – francuskiego i luxemburskiego , ale pracy nie w zawodzie nie mogłam znaleść – bo za duże kwalifikacje , nikt nie mogł zrozumieć czemu nie chce pracować – wszak lekarz to zawsze potrzebny
Nauczyłam sie języków – od podstaw i w końcu pracuje i w szpitalu i na własny rachunek z perspektywa całkowitego przejścia na gabinet .
Ciekawy post i fajnie poznać twoja drogę , nie zawsze lekka – zwłaszcza jak patrzy sie wstecz albo kiedy pozna sie ciebie teraz …
Maryla
No i super kochana, najważniejsze lubić to co się robi i mieć jakiś cel 🙂 Uściski!
Olga
“Pracownik back office w Banku”
moje życie własnie tak wygląda od ponad 9 lat w 1 firmie … ostatnie 1,5 r wstawanie o 7.30 na 9 do pracy, po 18 trening, po 20 zakupy gotowanie odpoczynek spac
przez wczesniejsze 8 lat jak dopjezdzalam do Łodzi wstawanie po 6 powroty po 23 robienie posilkow i spac
+ weekendy pracujace
czyli ogolnie monotonia….. cały czas człowiek myśli o zmianach… ale jak widać ciężko mi przychodzi walczyć o marzenia.
a ty jesteś ogormną motywacją <3
Maryla
Pamietaj, że nie ma rzeczy niemożliwych! Wystarczy bardzo chcieć 🙂 Myślę, że jeszcze ta praca nie dała ci tak bardzo w kość, żeby się zebrać w sobie i to zmienić, bo akurat na osobę ktora nie umie dążyć do celu mi nie wyglądasz, wręcz przeciwnie. Tak więc kiedyś przyjdzie ten moment kiedy powiesz sobie dość, znajdziesz to co kochasz, choć myślę że już znalazłaś 🙂 Teraz trzeba tylko poczekac na odpowiedni moment zeby to urzeczywistnić 🙂
aschaaa
kto nie ryzykuje nie pije szampana! to moje ulubione powiedzenie <3
milam tez napisac tego posta ale czasu zabraklo wiec na szbkiego pisze tutaj:
1. sprzątaczka
ta praca ciagnela sie za mna dlugie lata… zaczelam od sprzatania mieszkania mojej babci i dziadka. Dostawalam za to 12zl tygodniowio i na czasy gimnazjum a potem juz liceum nieduzo ale ladnie oszczedzalam na wymarzony zegare
2. roznoszenie ulotek
chyba nie trzeba komentarza prawda? nosilam ulotki z banku, w ktorym pracowala moja mama
3. opieka nad dzieckiem
czyli pierwsza praca poza domem w Austrii. mieszkalam u przyjaciol moich rodzicow a po latach jak sie okazalo moich tesciow. pilnowalam malucha (w pierwszym roku mial 3latka a na wakacje do pracy przyjejzdzalam az trzy lata), bawilam sie z nim, pomagalam jego mamie w pracach domowych a nawet w pracy zarobkowej.
4. odbieranie telefonow
pracowalam w fimrie mojego szwagra (wtedy jeszcze nie szwagra) i moim zadaniem bylo odbieranie telefonow, jakies spisywanie rozych rzeczy do tabelke i takie smieszne rzeczy. wydaje mi sie ze moj szwagier bardzo chcial zebym sobie dorobila do wakacji 😛
5. sprzatanie, sprzatanie, sprzatanie
i zaczelo sie, chcac utryzamac sie w Austrii musialam pracowac, wtedy nie dalo sie inaczej jak tylko na czarno. Wiec mylam w wielkim magazynie rzeczy od rodzin ktorym spalily sie mieszkania a wszytskie przedmioty byly z sadzy. Sprzatalam w knajpkach – meksykanskiej, chinskiej, w kawiarni i wloskiej lodziarni. pracowalam jako sprzataczka u prywatnych ludzi i byl to starsznie ciezki czas dla mnie. wychodzilam o 4.50 a wracalam po 22. mialam troche pecha i rodzina u ktorej spedzalam najwiecej czasu byla baardzo niedobra dla mnie. Kiedy sie zwolnilam pani domu posadzila mnie o kradziez spodni jej meza i jej stroju kapielowego (?). soboty i niedziele tez pracowalam…
6. pomoc kuchenna
w miedzy czasie dostalam sie na kuchnie do polakow ktorzy prowadzili swoja knajpe. kuchnia byla obrzydliwa i syfiasta a ja musialam nosic scierke na glowie zeby mi wlosy nie przesiaknely smrodem
7. kelnerka
po pewnym czasie rzucialm czesc prac na sprzetaniach i popolduniami pracowalam jako kelnerka. mio ze w poldunie pojawialo sie w knajpie az 100ludzi, lubilam ta prace. konczylam o 15, knajpe zamykali a my pracownicy dostawalismy extra posilek przygotowywany przez szefa kuchni. moim zadaniem tam bylo noszenie napoji. ojjj dla takiej ciapy jak ja bylo to nie lada wyzwanie. raz poslizgnelam sie i cala taca z napojami wygaldowala na mnie….
8. pani domu
pozniej wyszlam za maz i mojemu mezowi bardzo zalezalo, zebym "odpoczela sobie troche". on zarabial na dom, ja sie uczylam, sprzatalam i gotowalam
9. praca biurowa
po skonczonej szkole i z dyplomem w reku dostalam prace w kolejach austriackich. mialam rozne stanowiska i bardzo odpowiedzialna prace. przez 5 lat baaaaardzo lubilam swoja prace, super team, duzo smiechu, fajnie bylo. w 6 roku zmusili mnie do zmiany stanowiska i bylo tylko gorzej. po 6 latach i ta prace rzucilam by byc…
10. no tak fotografem:)
dopiero moje poczatku ale nie od razu rzym zbudowano 🙂 powoli, do celu 😀
uff chyba sie rozpisalam 😛
Maryla
No kochana, widzę że twoja lista bardzo podobna nie wspominając o zakończeniu:) Masz talen i serce do tego co robisz, więc nie martwe sie o twoją przyszłość ani troche 🙂 P.S. Własnie mi brat przypomniał, że zapomniałam jeszcze o jednej pracy, someliera w winiarni 🙂 muszę koniecznie dopisać do listy 🙂
Moda i takie tam
Marylko, podziwiam i gratuluję! Jesteś kobietą sukcesu!
Maryla
Dziękuję kochana!
Agata
To cudowne, że robisz to co kochasz !!! Wiem co to znaczy bo i ja podobną drogę przeszłam. 15 lat pracowałam w znienawidzonych finansach, a nawet jakiś czas byłam główną księgową dużego przedsiębiorstwa. Moje wykształcenie i rozsądek spowodowały, że tak długo w tym tkwiłam. Aż któregoś dnia podjęłam drastyczną decyzję nie tylko o odejściu z pracy ale i o diametralnej zmianie zawodu.
Dziś tworzę piękne wnętrza ( ostatnie moje dzieło: http://takpoprostudom.blogspot.com/2016/10/gdzie-byam-i-co-robiam-jak-mnie-nie-byo.html). Bez żadnej szkoły i wykształcenia, jedynie po kilku kursach, z ogromnym zamiłowaniem i pasją daję szczęście nie tylko sobie, ale i moim klientom. Łatwo nie było i nie jest dalej, ale wiem jedno WARTO !!! słuchać głosu swojego serca i za nim podążać. Dziś mogę zdecydowanie powiedzieć, że to co robię TO JEST TO !!! I wszystkich zachęcam do zmian w życiu:)
Pozdrawiam ciepło i serdecznie i podziwiam Twoją pasję i profesjonalizm:)
Maryla
Łooo, kochana, pełna profeska! Mieszkanko idelnie urządzone, ze smakiem i intuicją. Idealne połączenie kolorów, wzorów i struktur! Od razu widać, że włożyłaś w to całe swoje serce. Tak trzymaj kochana, bo to co robisz jest mega! I najważniejsze, że “to coś znalzałaś” i że odważyłaś się na zmiany. I jak widać, nawet po 15 latach za biurkiem można zacząć wszystko od zera 🙂
Monika
Och, Marylko, nawet nie wiesz jak potrzeba mi takiej motywacji.. Pracę swoją lubię, nie mogę powiedzieć, że nie… Ale rwie mnie, serce mi wyrywa w stronę fotografii… Tylko brak pewności siebie jest tym, co najbardziej mnie stopuje. Słyszę głosy znajomych, którzy bardzo dopingują i widzą talent, a ja wciąż taka niepewna… Myślę, że ta niepewność ma gdzieś swoje głębokie korzenie, że trzeba się zmierzyć z tym co było, i uwierzyć w siebie i swoje możliwości… Może kiedyś się uda., Całusy!
Bea
Marylko, wszystko to pięknie opisałaś! Najważniejsze to mieć pasje lub przynajmniej wiedzieć jakie się ma mocne strony i co chciało by się robić. Niestety najgorzej jest jak się nie ma pomysłu na siebie no i o tym to ja mogłabym napisać długie storrryyy. Trzymaj tak dalej , sięgaj gwiazd !
Maryla
Ojej, do gwiazd to jeszcze daleka droga i chyba aż tak wielkich ambicji nie mam 🙂 ale dziękuję 🙂
A ty jeszcze nie znalazłaś tego co lubisz rbić, czy nie wiesz jak tym zarabiać na życie?
Justyna (Ruda Paskuda)
Ciekawa historia :)!!!
Jestem teraz na takim wlasnie rozdrozu… co dalej robic w zyciu? Nie chce pracowac w kieraci! Chce miec tez czas dla dzieci, a nie wracac po 12 h i padac na twarz. Hmmm… dalas mi do myslenia tym postem :).
Maryla
Cieszę się 🙂 O szczęście trzeba zawalczyć 🙂