JEDZIESZ NA WAKACJE? ZOBACZ BEZPŁATNIE JAK ROBIĆ LEPSZE ZDJĘCIA!

Jeśli też chcesz robić takie zdjęcia jak ja, mam dla Ciebie wspaniałą wiadomość! Przygotowałam dla Ciebie 80 minutową, bezpłatną lekcję fotografii w której zdradzam Ci moje fotograficzne sekrety. Kliknij poniżej i uzyskaj dostęp do lekcji.

Koh Mook – Paradise

Kochani to już ostatni post z naszej wyprawy po Tajlandii. Wszystko co dobre kiedyś się kończy…ale do Azji wrócimy jeszcze nie raz, mam przynajmniej taką nadzieję 🙂

Ostatnie trzy dni spędziliśmy na wyspie Koh Mook. Dlaczego akurat ta wyspa? Chcieliśmy zasmakować, pięknej, rajskiej, spokojnej plaży. Marzyła nam się Koh Lipe, ale troszkę szkoda nam było całego dnia na podróż. Na Koh Mook z Krabi dostaniemy się w około 4 godziny.

Bagaże zostawiliśmy w naszym guest housie, ponieważ do Bangkoku wylatujemy z Krabi, ze sobą zabraliśmy jedynie małe plecaki z najważniejszymi rzeczami na 3 dni. Zarezerwowaliśmy od razu ostatni nocleg w naszym hosteliku i wyruszyliśmy na naszą wysepkę 🙂 O 8:00 podjechał po nas klimatyzowany busik. Wpakowaliśmy do niego nasze tyłeczki i w drogę 🙂 Towarzystwo umilała nam całkiem sympatyczna Amerykanka, opowiadając przeróżne historie z życia wzięte, albo i nie…już sama czasami nie wiem, czy ludzie aż tak pokręcone życie mogą mieć, czy plotą trzy po cztery… no ale mniejsza o to…Po około 2,5  godzinie dotarliśmy do portu w Hat Yao, skąd o 12:00 mieliśmy łódź na Koh Mook. Stąd odpływają również łodzie na Koh Lipe. Ok 20 minut spędziliśmy na pokładzie dość sporej łodzi, którą dopłynęliśmy prawie do wyspy. Tak prawie, bo kilkaset metrów przed wybrzeżem musieliśmy się przesiąść na tajską łódź i może nie byłoby w tym nic dziwnego gdyby nie fakt, że za podrzucenie na brzeg zażyczyli sobie 100THB od osoby. Myślalam, że kupując bilety na Koh Mook, płacę za przybycie na ląd, a nie w okolice…ehhh…no nic, z czegoś ci Tajowie muszą żyć.

Na szczęście widoki były tak imponujące, że już mi te 100THB zwisało i o niczym innym nie myślałam, tylko żeby jak najszybciej położyć się na tym pięknym białym piasku 🙂

Najpierw podrzuciliśmy współpodróżujących powiedzmy do głównej przystani, a później już tylko my we dwoje do naszego domku na plaży 🙂

 Tak, tak…już prawie jesteśmy…to nasza plaża!!!

I nasz domek, z cudownym widokiem na morze 🙂 Okazało się, że mieli jakiś bałagan w rezerwacjach i dostał nam się rodzinny domek z dwoma sypialniami i klimą:) Pawapi resort, okazał się strzałem w 10! Przepięknie położony, bardzo spokojnie…czysto. Dokładnie to czego szukaliśmy. Rezerwując nocleg na booking z tego linka otrzymujecie 15 euro zniżki, a i nam wpadnie kilka grosików na kolejną podróż.

To zapraszam na krótką wycieczkę po plaży i okolicy 🙂 Podoba się wam kolor piasku? 🙂 Bo mi bardzo 🙂 Dokładnie jak na Dominikanie 🙂

Jak widać poniżej jesteśmy tutaj niemal sami. W oddali widać Sivalai Resort. Udajemy się w jego kierunku, żeby zapytać czy nie mają przypadkiem wolnego noclegu na jutro, bo przypominam że w obecnym domku możemy zostać tylko jedną noc. Bardzo symptyczna pani w recepcji oznajmiła nam, że mamy wyjątkowe szczęście, bo właśnie zwolnił się im jeden domek i możemy zostać na jedną noc 🙂 Juuuupi! Co prawda cena była dość wysoka, jak na Tajlandię, ale co tam, w końcu jedną noc możemy spędzić w prawdziwym luksusie 🙂

 A to talent artystyczny mojego męża 🙂

 I powrót, do naszego domku…i relax….

Wieczorem poszliśmy do Sivalai na kolację. Dojrzeliśmy gdzieś na tablicy, że mają wieczór grillowy i za całkiem niewygórowaną cenę, za którą można sobie całkiem dobrze i elegancko zjeść. W sumie, to poszliśmy na tę kolację z parą Niemców, których spotkaliśmy gdzieś na plaży…tak już mamy, że wszędzie ludzi zaczepiamy 🙂 Wieczór minął nam bardzo sympatycznie, wracając musieliśmy tylko uważać, żeby nie nadepnąć na jakiegoś krabika, których były tam całe miliony 🙂

Dzień drugi.

Wstałam skoro świt…nie chciałam tracić czasu…chciałam jak najwięcej zobaczyć…wdychać to cudowne powietrze…karmić oczy wspaniałymi widokami. Rozgościłam się na naszej sympatycznej werandzie…i zanurzyłam me myśli głęboko w oceanie…ach…wspaniale tak…szkoda, że nie możemy zostać tutaj na dłużej. Kiedy mężu wygramolił się z łóżka, poszliśmy na śniadanko. Wyboru co prawda wielkiego nie było, ale akurat pod tym względem nie jesteśmy jakoś bardzo wymagający, więc tosty z dżemem i pyszne, świeże owoce, były całkiem miłym początkiem dnia 🙂

Po śniadanku, mężu zatonął w kolejnej książce, a ja w tym czasie zrobiłam jeszcze małą rundkę z aparatem w okolicach naszego domku…

Po wymeldowaniu z domku, poszliśmy od razu w stronę Sivalai. Co prawda jedynie z zamiarem rozłożenia się gdzieś w pobliżu na plaży, ale pani w recepcji od razu nas rozpoznała i powiedziała, że jakby co to możemy się już zameldować…juppi 🙂 Dała nam cennik i kazała nam wybrać standard domku. Ponieważ ceny już i tak były powalające, wybraliśmy najtańszą wersję, i tutaj spotkała nas niespodzianka, dostaliśmy najdroższy, przy samej plaży…:) sama nie wiem dlaczego, chyba to był po prostu ten jeden wolny domek, który mieli…dali nam mimo to wybór, gdybyśmy wybrali najdroższy, zapłacilibyśmy raz tyle, czyli regularna ceną, a wybierając najniższy i tak wolą pewno dostać połowe kasy, niż żeby domek stał pusty i nic nie zarobili, w sumie, całkiem dobrze to rozegrali 🙂 Rezerwując nocleg na booking z tego linka otrzymujecie 15 euro zniżki, a i nam wpadnie kilka grosików na kolejną podróż.

A tak wyglada domek w środku i na zewnatrz.

Cały dzień spędziliśmy na plażowaniu…odpoczywaniu…jedzeniu…i nic nie robieniu…czyli jak na prawdziwe wakacje przystało 🙂

Pogodę mieliśmy niesamowitą…wręcz wymarzoną…cały czas słonko, do tego lekki wiaterek 🙂 Dzień kolejny wyglądał identycznie jak poprzedni 🙂 tyle, że musieliśmy załatwić transport powrotny do Krabi. Poszliśmy do wioski, od razu znaleźliśmy firmę, która zajmowała się organizowaniem przewozów. Za bardzo dobrą cenę, udało nam się załatwić prywatny transport, na czym nam bardzo zależało, bo chcieliśmy zostać na wyspie jak najdłużej, a ostatnie ferry odjeżdza o 12:00. Nam udało się dogadać że za 2500THB od pary zabiorą nas łodzią do Hat Yao, a później prywatnym busikiem do Krabi. W zasadzie nie wiele więcej niż z Ferry. Tak więc do samego wieczora, wylegiwaliśmy się na plaży.

Załapaliśmy się nawet na ślub na plaży 🙂

No i jak to w życiu, wszystko co dobre, kiedyś się kończy. O 19:00 podjechała po nas łódź. Pożegnaliśmy się z naszymi Niemieckimi towarzyszami, pomachaliśmy załodze hotelu…i odpłynęliśmy….:( smutno mi było…jak cholera…ale jedno jest pewne, to było najcudowniejsze zakończenie naszej wyprawy.

Do Krabi dotarliśmy w zaskakująco szybkim tempie. Chyba w niecałe 3 godziny. W związku z tym, że nigdzie nie musieliśmy czekać, podróż przebiegła bardzo sprawnie. Mąż się troszkę stresował, bo kierowca dawał po gazie 🙂 czasami wyprzedzał w dziwnych miejscach, ale dotarliśmy cali i zdrowi 🙂 Właścicielka naszego hostelu przywitała nas wielkim okrzykiem radości 🙂 Dostaliśmy wypasiony pokoik, w innej części hostelu 🙂 Tradycyjnie po raz ostatni poszliśmy na nocny targ wrzucić coś na ząbek i następnego dnia wyruszyliśmy do Bangkoku. Tam zatrzymaliśmy się jedną noc w hotelu Mariya Boutique Hotel, blisko lotniska, cena za noc 1200 THB za pokój, w cenie transport z i na lotnisko oraz śniadanie. Hotel świetny, idealny na nocleg jeśli nie chcemy już wbijać się do centrum Bangkoku. Niestety zdjęć z ostatniego dnia nie mamy…przez przypadek zostały wykasowane z karty…

To już koniec kochani, ostatni post o Tajlandii 🙁 no chyba, że napiszę jeszcze jakieś podsumowanie 🙂

blog o tajlandii, blog podróżniczy, ciekawe miejsca tajlandia, co robic w tajlandii, co zobaczyc w tajlandii, Koh Mook, najpiekniejsze miejsca w tajlandii, tajlandia co zobaczyc, tajlandia plaze, thailand, the best of thailand

Komentarze (48)

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

do góry

ZDJĘCIA NA BLOGU SĄ MOJEGO AUTORSTWA I ZGODNIE Z PRAWEM AUTORSKIM , BEZ MOJEJ ZGODY NIE MOGĄ BYĆ NIGDZIE WYKORZYSTANE! JEŚLI CHCESZ UŻYĆ MOICH ZDJĘĆ SKONTAKTUJ SIĘ ZE MNĄ : addictedtopassion@gmail.com